wtorek, 26 czerwca 2012

Teen Titans cz 15

Kolejny rozdział o Robinie. Ten o Chasie musi jeszcze tylko przeczytać Fate i będzie (czysto teoretycznie) już na blogu =)

Dzień Pierwszy

Następnego dnia obudził mnie budzik. Wyłączyłem go, ale nie wstawałem. Myślałem, że to, co się wczoraj wydarzyło, to tylko zły sen. Że Slade nie porwał Kiry, że nie przyłączyłem się do niego,… że nie pocałowałem Gwiazdki… Poczułem gulę w gardle, gdy o tym pomyślałem.
Otworzyłem oczy. To jednak nie był sen. Wiedziałem, że to, co uważałem za sen, było prawdziwe, jednak miałem nikłą nadzieję... Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
-Za pół godziny śniadanie-usłyszałem głos Slade’a. Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem w stronę szafy. Wziąłem normalne ubranie i ruszyłem w kierunku łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w kierunku pokoju Kiry. Zapukałem i uchyliłem drzwi. Kira siedziała na swoim łóżku i machała nogami. Wszedłem i usiadłem obok.
-Nie martw się-powiedziałem.
-Nie-powiedziała stanowczo.
-Czy ty się ze mną zgrywasz?-spytałem udając powagę.
-Tak-odpowiedziała tym samym tonem, co wcześniej.
-To jest przecież niedopuszczalne. Będę musiał cię ukarać-powiedziałem i zacząłem ją łaskotać. Kira śmiała się i przycisnęła ręce do boków. Śmialiśmy się oboje. Po chwili przestałem ją łaskotać. Śmialiśmy się jeszcze chwilę, a po kolejnej chwili, uspokoiliśmy się. Uśmiechy jednak nadal były na naszych twarzach.
-Wiesz, gdzie tu jest jadalnia, czy coś?-spytałem, bo nie znałem rozkładu pomieszczeń, a Kira mieszkała tu jakiś czas…
-Yhm-kiwnęła głową.
-Więc prowadź-powiedziałem i wstałem. Szliśmy przez kilka korytarzy. Po kilku minutach dotarliśmy do jadalni. Na środku był długi stół zastawiony różnymi potrawami śniadaniowymi. Na ścianach wisiało wiele obrazów. Po obu stronach pokoju były wielkie, czerwone kolumny. Ściany były ciemnoszare. Meble były drewniane, rzeźbione. Musiał na nie wiele wydać… O ile je kupił…
-Jecie?-spytał z końca stołu. Podeszliśmy do stołu i zajęliśmy miejsca po jego lewej stronie. Pomogłem usiąść Kirze, a sam usiadłem obok. Nałożyłem sobie kilka parówek. Chociaż… Może nie powinienem ich jeść, bo jeśli mi tam czegoś dosypał… Wygnałem tę myśl. Teraz nie jesteśmy wrogami, tylko wspólnikami. Chociaż nadal go nie lubię. Zjadałem właśnie drugą parówkę, kiedy Slade się odezwał:
-Będziesz chodził do Akademii HIVE-powiedział. Zakrztusiłem się herbatą. Chwilę pokaszlałem, aż zdołałem cokolwiek powiedzieć.
-Co?!-krzyknąłem cały czerwony (dusiłem się przed chwilą!).
-To, co słyszałeś-odpowiedział spokojnie.
-Ja tam nie mogę chodzić!-powiedziałem.
-Możesz-odpowiedział tym samym spokojnym tonem.
-Przecież oni mnie tam nienawidzą! Większość z nich zlałem, a niektórych zamknąłem!-krzyknąłem podrywając się z krzesła.
-Pamiętaj, że jesteś mi posłuszny-powiedział i spojrzał na mnie. Usiadłem i dźgnąłem parówkę. Odsunąłem od siebie talerz.
-Straciłem apetyt-burknąłem. Zacząłem się bujać na krześle.
-Jutro pierwszy dzień w Akademii. Przygotuj się-polecił Slade.
Nagle zadzwonił mój telefon.
-Zero kontaktów z Tytanami-rozkazał Slade.
-Tyle, że oni nie znają numeru-burknąłem i odebrałem.
-Dlaczego mi go jeszcze nie przesłałeś?!-spytała Cathleen.
-A może by tak „cześć, Dick”-zaproponowałem.
-Cześć, Dick. To, dlaczego mi go jeszcze nie przesłałeś?!-spytała.
-Wczoraj po dwunastej, marzyłem tylko o tym, żeby zasnąć, a nie żeby przepisywać-powiedziałem.
-Dobra, dobra. Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie-zażartowała.
-Odpowiedziałbym ci, ale siostra przy mnie siedzi-powiedziałem, na co Cathleen się zaśmiała.
-Dasz radę na dziś wieczór?-spytała.
-Może… Spróbuję-zapewniłem ją.-Na razie-pożegnałem się.
-Na razie-odpowiedziała Cathleen. Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
-Mogę już iść?-spytałem Slade’a.
-Możesz, ale staw się w sali treningowej za godzinę-powiedział.
-A gdzie to jest? Bo jeszcze mnie nie oprowadziłeś-wytknąłem mu.
-Jeden z robotów po ciebie przyjdzie. Na razie masz czas wolny- powiedział.
Wstałem, a Kira zaraz za mną.
-Pociekaj-powiedziała podbiegając.
Uśmiechnąłem się do niej. Wyszliśmy razem z sali.
-Dick, ale ty naś śtąd ziabiezieś?-spytała ciągnąc mnie za rękaw. Zatrzymałem się i westchnąłem. Kucnąłem i zdjąłem okulary. Spojrzałem w jej smutne, błękitne oczy.
-Nie wiem-odpowiedziałem szczerze.
-Ale Dick… Ty musiś…-powiedziała cicho.
-Zrobię wszystko, co będę mógł… Ale teraz nic nie mogę…-odpowiedziałem. Po policzku Kiry spłynęła łza. Wytarłem ją i uniosłem jej podbródek.
-Nie płacz. Będzie dobrze, zobaczysz-pocieszyłem ją. Kira rzuciła mi się na szyję i wybuchła płaczem. Wypłakiwała mi się w ramię. Pogłaskałem ją po głowie i czekałem.
-Cii… Nie płacz…-szeptałem.
Kira powoli przestawała płakać. Odsunęła się ode mnie i łkała.
-Już nie płaczesz?-spytałem patrząc jej w oczy.
Pokiwała głową.
-Więc chodźmy-powiedziałem. Wstałem i założyłem okulary, po czym złapałem Kirę za rękę. Poszliśmy do jej pokoju. Usiadłem na jej łóżku, a ona usiadła obok. Była jakaś przygaszona. Przytuliłem ją ramieniem, a oparła się o mnie.
-Nić nie da sie źjobić?-stwierdziła bardziej niż spytała.
-Może się da… Ale musiałbym spotkać się z Raven… A nie mogę kontaktować się z Tytanami…-spuściłem wzrok.
-A nie mozieś tego źjobić po kjyjomu?-spytała z odrobiną nadziei.
-Ona musi się ze mną najpierw porozumieć-szepnąłem.-Idę się przygotować na trening-powiedziałem wstając.-Przyjdę później-obiecałem i wyszedłem zostawiając Kirę samą w pokoju. Żal mi jej. Teraz nikt się z nią nie pobawi. W wieży Tytanów mogłem liczyć na Bestię, Cyborga, Gwiazdkę… czasem Raven… Przywiązali się do Kiry… Przez te parę dni… Naprawdę się zżyli… Ja z nimi, przez te parę miesięcy, też… Zwłaszcza z Gwiazdką... Co mi strzeliło do głowy, żeby ją całować?! Przecież teraz, jeśli będziemy musieli walczyć… Częściej, jeżeli… Slade... nawet w myślach trudno uniknąć nienawiści do tego człowieka… Częściej, jeżeli on każe mi się przyłączyć do H.I.V.E. FIVE… Nie… On będzie chciał mieć mnie przy sobie… Z jakiegoś powodu… jestem mu potrzebny… Pochłonięty myślami, nawet nie zauważyłem. Że doszedłem do swojego pokoju. Przebrałem się w strój do ćwiczeń i spojrzałem na zegarek. Zostało mi pół godziny. Usiadłem na łóżku i założyłem słuchawki. Zamknąłem oczy. Oparłem się o ścianę, która służyła za zagłówek i zamknąłem się w swoim świecie. Słuchałem właśnie mojej ulubionej piosenki [MOJEJ ulubionej piosenki, czyli Linkin Park „Numb”-dop. autorki], gdy „posłaniec” zapukał do moich drzwi. Zdjąłem słuchawki i zwlokłem się z łóżka. Wyszedłem na korytarz i poszedłem za nim do sali treningowej.
Po godzinie rozgrzewki ze Sladem byłem bardziej zmęczony niż po całym treningu z Batmanem.
-Robinie-zwrócił się do mnie. Jęknąłem. Miałem już dość całego tego jego treningu. Proszę, zabij mnie, ale nie karz dłużej trenować ze sobą! Albo nie, zaraz sam padnę z wycieńczenia! Niechętnie wstałem i leniwie do niego podszedłem.
-Koniec na dzisiaj-oznajmił.-Obiad o czternastej, kolacja o dziewiętnastej. Masz wtedy wolne i możesz robić, co tylko chcesz, oprócz spotykania lub komunikowania się z Tytanami-powiedział i sobie poszedł.
Poszedłem do swojego pokoju, przebrałem się i wyjąłem komórkę. Mam zakaz komunikowania się z Tytanami, a Susan nie jest Tytanką. Wybrałem numer i czekałem, aż odbierze. Jeden, dwa, pięć sygnałów… W końcu odebrała.
-Halo?-odezwała się.
-Cześć-przywitałem się.
-Dick?! Dlaczego do mnie dzwonisz, przecież teraz jesteśmy wrogami?!-krzyknęła zdziwiona.
-Po pierwsze: nie zmieniłbym strony, gdybym nie miał powodu. Po drugie: nie jesteś Tytanką, więc mogę się z tobą kontaktować. Po trzecie: musisz mi pomóc… wrócić-powiedziałem.
-Jak?-spytała poważnie.
-Skontaktuj się z Raven i powiedz jej, że chcę porozmawiać. Ona zrozumie-powiedziałem.
-Dobra. Do usłyszenia-powiedziała i rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Odłożyłem telefon, wziąłem kluczyki i tekst, o który Cathleen ubiega się od tygodnia i poszedłem do garażu-jedynego pomieszczenia, którego dokładne położenie znałem. Wsiadłem na motor i odpaliłem go. Już miałem ruszać, gdy Slade ustał mi na drodze.
-Gdzie jedziesz?-spytał.
-Do Cathleen… Chyba, że są gdzieś indziej-odpowiedziałem szczerze.
-Pamiętaj, że nie możesz spotykać się z Tytanami-przypomniał.
-Tak, wiem, pamiętam. Mogę już jechać?-spytałem znudzonym głosem. Slade odsunął się tak, żebym go „niechcący” nie przejechał, a ja ruszyłem najszybciej, jak mogłem. Po dziesięciu minutach byłem pod domem Cathleen. Wziąłem teksty i ruszyłem w stronę drzwi do garażu, gdzie zapewne byli już wszyscy członkowie kapeli.
-No, gdzieś ty był?! Wszyscy na ciebie czekamy!-zawołała Cathleen na „dzień dobry”.
-Ciebie też miło widzieć-odpowiedziałem. Dziewczynie opadły ręce.
-Masz chociaż te teksty?-spytała.
-Mam… ale nie mam melodii-odpowiedziałem.
-Od tego masz nas-odpowiedziała.-Pokaż-powiedziała wyciągając rękę po zamazaną do granic możliwości kartkę.
-Połapiesz się w tym?-spytałem.
-Taa…-odpowiedziała skupiona na tekście piosenki.-Niezłe-powiedziała po chwili z uznaniem.
-Pokaż-poprosiła Mia.
-Daj i mi-powiedział Tonny.
-Czyli mamy tekst, trzeba ułożyć melodię-powiedziała Cathleen.
-Ma ktoś jakąś melodię w zanadrzu? Dick?-spojrzała na mnie Mia.
-Czemu ja?! Wymyśliłem tekst, więc wy główcie się nad melodią-powiedziałem tonem obrażonego dziecka.
-Dobra… To może… Eee…-zaczęła znowu Mia.
-Może ty coś wymyślisz?-zaproponowałem
-Ale… Dobra, mam pomysł-przyznała sięgając po torbę. Wyjęła z niej dość gruby zeszyt i otworzyła na ostatniej zapisanej stronie. Pokazała mi. Popatrzyłem na nuty.
-Zagrałabyś to?-spytałem. Mia pokiwała głową i podeszła do keyboard’a i zagrała napisaną przez siebie melodię.
-Kiepska-skomentowała, kiedy skończyła.
-Sam keyboard, tak… Ale jeśliby dodać do tego inne instrumenty…-zastanowiłem się i sięgnąłem po gitarę. Stanąłem za Mią i pobrzdąkałem melodię. Po chwili jako-tako ją umiałem.
-Zagraj-poleciłem. Wykonała polecenie. Po paru taktach dołączyłem swój instrument. Dochodziliśmy do połowy i zaczęło nam wychodzić. Przestaliśmy i spojrzeliśmy na resztę zespołu.
-Nieźle wam to wyszło-przyznał Tonny.
-Spróbujmy we czwórkę-zaproponowała Cathleen i sięgnęła po swój bas.
-Ok-zgodził się Tonny i zasiadł za perkusją, jak jakiś arystokrata do obiadu. Mia zaczęła grać, następnie ja i Cathleen. Po chwili dołączył Tonny. Wyszło nam genialnie, ale pozostała jedna kwestia:
-Kto śpiewa?-spytałem.
-Ja nie-odpowiedziała Mia.
-Ja też, nie-przyłączyła się Cathleen. Spojrzałem na Tonny’iego.
-Gram na bębnach-powiedział podnosząc pałeczki.
-Przydałby się ktoś nowy, na kogo zrzucilibyśmy to brzemię-pomyślała Cathleen.
-Ale, gdzie my teraz znajdziemy wokalistę szukającego zespołu i nie oczekującego zapłaty?-spytałem ironicznie.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Co?-spytałem zdezorientowany.
-Ty wymyśliłeś tekst, więc…-zaczęła Mia.
-Więc więcej nic nie napiszę-powiedziałem tonem dziecka, któremu rodzice nie chcieli kupić nowej zabawki.
-Oj, no weź przestań-poprosiła Mia.
-Nie wezmę i nie przestanę!-zaprotestowałem.
-Cykasz się?-zaczęła Cathleen. Jeśli myśli, że się na to nabiorę, to ma rację.
-Nie cykam-odpowiedziałem.
-Więc zaśpiewaj-powiedziała i podsunęła mi tekst pod nos. Wziąłem (wyrwałem) od niej tekst.
-Naprawdę przydałby się ktoś nowy-burknąłem z niezadowoleniem i ku swojemu nieszczęściu zacząłem cholernie dobrze śpiewać. Co gorsza, melodia, którą zaśpiewałem idealnie pasowała do melodii napisanej przez Mię. Najgorsze było jednak to, że im się to podobało…
-Miejsce wokalisty mamy już chyba zaklepane-powiedziała Mia szturchając mnie w ramię.
-Ale ja nie będę wszystkich piosenek śpiewał-zaprotestowałem.-Naprawdę przydałby się ktoś nowy…-dodałem ciszej.
-Moglibyśmy przeprowadzić przesłuchanie-zaproponowała Cathleen.
-Przygotuję ulotki-powiedziała Mia.
-Ale pozostaje kwestia miejsca. Twoi rodzice nie chcieliby chyba fałszujących nastolatków w swoim domu. Już my im wystarczamy-pomyślałem na głos.
-Może pobliski klub… Wenus i Mars… Właściciel jest znajomym mojej mamy i może uda mi  się go przekonać-zaproponował Tonny.
-Dobra. To przećwiczmy tę piosenkę z wokalem Dicka i na dzisiaj kończymy-zakomunikowała Mia. Fuknąłem z niezadowoleniem, ale wykonałem polecenie. Jak na pierwszy raz, piosenka wyszła całkiem dobrze. Zdarzało się, że któreś z nas coś pomyliło (ja najwięcej K), ale poza tym… Gdy zaczęło nam jako-tako wychodzić, skończyliśmy „próbę”.
-Poćwiczymy to jeszcze jutro-oznajmiła Cathleen-„szef” zespołu.
-Dobra-powiedziałem.-Na razie-pożegnałem się i wyszedłem. Wsiadałem na motor, gdy podeszła do mnie Mia.
-Hej, Dick…-zaczęła.
-Już się dziś witaliśmy-odpowiedziałem zrezygnowanym tonem.
-Wiem… Ja… chciałam cię zapytać… Eee…-jąkała się czerwona.
-O co?-zachęciłem ją.
-Czy… Eee… Czy nie poszedłbyś ze mną w piątek do kina?-wydukała czerwieniąc się.
-Ale to nie będzie randka?-spytałem dla pewności.
-Co? Nie… Nie… Skądże… Eee… Jako przyjaciele…-powiedziała.
„Przyjaciele”… Tak mówiła Gwiazdka…
-Nie mam czasu-powiedziałem chłodno i założyłem kask.
-A… Jak będziesz miał czas?-spytała czerwieniąc się bardziej.
-Nie sądzę-odpowiedziałem i odpaliłem silnik.-Na razie-krzyknąłem i odjechałem. Dojechałem do mojego nowego domu i poszedłem w stronę swojego pokoju. Drogę zastąpił mi Slade.
-Gdzie byłeś?-spytał
-Byłem po towar-odpowiedziałem poważnie.
-Pytam, gdzie byłeś naprawdę?-spytał znowu.
-W burdelu-odpowiedziałem mu tonem „zostaw mnie w spokoju”
-Ujmę to tak, albo mi powiesz, albo nigdzie nie wychodzisz-powiedział. Przewróciłem oczami, ale odpowiedziałem mu:
-Byłem u Cathleen. Mówiłem ci zanim pojechałem-odpowiedziałem i próbowałem go  wyminąć.
-Wiesz, że sprawdzę, więc nie kłam-powiedział zastawiając mi drogę.
-Mam świadków-odpowiedziałem. Miałem już dość tego całego przesłuchania. Wszedłem do swojego pokoju i zatrzasnąłem Slade’owi drzwi przed nosem. Podparłem klamkę krzesłem i czekałem, aż sobie pójdzie.
-Otwórz-usłyszałem jego krzyk.
Włączyłem muzykę i podgłosiłem na maxa.
-Co?! Nie słyszę!-krzyknąłem w stronę drzwi. Chyba na za dużo sobie pozwalam. Wzruszyłem ramionami i odsunąłem krzesło od drzwi. Nasłuchiwałem i w pewnym momencie otworzyłem je. Do pokoju wpadł rozpędzony Slade, który potknął się o moją torbę. Mówiąc szczerze… Mam tu mały bajzel. Ustałem nad Sladem.
-Otworzyłem tak, jak prosiłeś-powiedziałem i bezczelnie się uśmiechnąłem.
-Nigdzie jutro nie idziesz-powiedział.
-Tylko tyle?-zdziwiłem się.
-Mam dziś dobry humor-powiedział i wyszedł.
Powiedział, że mam jutro nigdzie nie IŚĆ. O jeżdżeniu nie było mowy. Uśmiechnąłem się. Może pobyt tutaj nie będzie taki nudny. Wziąłem prysznic, przebrałem się w piżamę i położyłem się spać. Nie minęło pięć sekund, a do drzwi ktoś zapukał. Niechętnie wstałem i powlokłem się  w stronę drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem w nich Kirę. Miała łzy w oczach.
-Kira, co się stało?-spytałem zmartwiony, przytulając ją. Nie odpowiedziała, tylko płakała dalej.
-Kira…-szepnąłem i pogłaskałem ją. Nadal płakała. Odsunąłem ją od siebie delikatnie i spojrzałem jej w oczy.
-Boisz się?-spytałem poważnie.
Pokiwała głową.
-Ne martw się. Nic ci się nie stanie-powiedziałem poważnie.
-Mogie śpać ź tobom?-poprosiła.
-Możesz-zgodziłem się.
Kira weszła do mojego pokoju i położyła się na łóżko. Zamknąłem drzwi i położyłem się obok.
-Doblanoć-powiedziała.
-Pchły na noc-odpowiedziałem jej.
-Kalaluchy pod poduchy-powiedziała.
-A szczypawki na zabawki-kontynuowałem tę jakże „inteligentną” wymianę zdań.
-A pajonki do śkalbonki-powiedziała. Uśmiechnąłem się.
-Poddaję się-przyznałem.-Śpij już-szepnąłem.
-Dobzie-powiedziała również szeptem. Parę minut później zasnąłem. Śniło mi się, że jestem na jakimś pustkowiu. Niedaleko usychało jakieś drzewo. Przysiadł na nim kruk… Zaraz… Kruk? Raven! Podszedłem do kruka. Wtedy odleciał. Pobiegłem za nim. Nagle zauważyłem dziewczynę w granatowym płaszczu i kapturze.
-Raven?-spytałem.
-Tak-odpowiedziała.-Chciałeś porozmawiać.
-Racja… Czy wiesz, jak sprawić, żebym nie odszedł do Slade’a?
-Może…-zastanowiła się.-Moglibyśmy cofnąć się w czasie i nie dopuścić do porwania Kiry… Ale musielibyśmy spotkać się w prawdziwym świecie, co jest raczej niemożliwe-powiedziała.
-Chyba mam pomysł… Ale nie wiem, czy się na to zgodzisz-powiedziałem po chwili zastanowienia.
-Jaki?-spytała.
-Na miarę Bestii…-powiedziałem.
-Zaryzykuję-odpowiedziała z niepewnością.
-Bo ja jestem w kapeli i… Eee… Szukamy wokalisty, wokalistki… i… Eee… Mogłabyś się zgłosić… i… Eee… Nawet nie musisz wygrać… Potem moglibyśmy… Eee… Poudawać… że… Eee…-jąkałem się czerwony.
-Że…?-zachęciła.
-Że… Eee… Jesteś moją dziewczyną… Ale to… Eee… Wymagałoby kamuflażu…-wyrzuciłem z siebie. Raven przez chwilę milczała.
-Dobra-powiedziała w końcu.-Kiedy?-spytała.
-Jak poznam ostateczny termin, to ci powiem-zapewniłem ją.
-A co z Kirą?-spytała nagle.
-W porządku…-odpowiedziałem. Nie byłem do końca pewny swojej odpowiedzi.
-Aha…-pokiwała głową.-Cyborg woła na film. Muszę iść-powiedziała.
-Też bym chciał-szepnąłem bezgłośnie, gdy Raven zniknęła. Dalej już nie pamiętam, co mi się śniło.

sobota, 16 czerwca 2012

Teen Titans cz 14

Slade

Ale dlaczego atakuje wtedy, kiedy zniknęła Kira. Zaraz… Przecież… Czy możliwe, że on… że on…
Uspokój się!-rozkazałem sobie.
Sprawdziłem miejsce. Fabryka na przedmieściach.
-Tytani. Slade w fabryce na przedmieściach-powiedziałem i pobiegłem do garażu po motor. Wsiadłem na niego, a Gwiazdka leciała za mną. Dotarliśmy wszyscy w tym samym czasie. Wbiegliśmy do fabryki. Slade stał na wysokiej platformie.
-Kogóż ja widzę? Młodzi Tytani. Pewnie kogoś szukacie-powiedział i zaśmiał się.
-Gdzie jest Kira? Co jej zrobiłeś?!-krzyknąłem.
-Nic jej nie jest… Na razie-pewnie uśmiechnął się pod maską. Zza jego pleców, z ciemności wyłonił się Mamut trzymający w rękach nieprzytomną Kirę. Zdrętwiałem. Ma nas w szachu, a wokoło wszystkie pola zajęte. Nie da się uciec, a znikąd pomocy. Kira otworzyła oczy. Rozejrzała się wokoło. Zobaczyła mnie, resztę Tytanów, Slade’a i trzymającego ją Mamuta. Próbowała się wyrywać, ale siła Mamuta nie mogła się równać z siłą małej dziewczynki. Spojrzała na mnie błagalnie.
-Czego chcesz?-spytałem Slade’a przez zaciśnięte zęby.
-Twojej wierności-odpowiedział spokojnie. Wszyscy spojrzeli na mnie. Ja nie patrzyłem na nikogo. W mojej głowie trwała prawdziwa wojna.Czy Kira będzie wtedy bezpieczna?
Co będzie z Tytanami, jak odejdę?
Czy Gwiazdka mi wybaczy?
Myślałem gorączkowo. Żaden pomysł nie przychodził mi w tej chwili do głowy.
-Słucham, Robinie. Jaka jest Twoja decyzja?-spytał Slade. Spojrzałem w oczy Kiry. Spuściłem wzrok.
-Czy obiecasz, że mojej siostrze nic się wtedy nie stanie?-spytałem nadal patrząc się w podłogę.
-Oczywiście-odparł Slade. Zrobiłem krok w jego stronę.
-Robin…-powiedziała Gwiazdka.
-Nie mam wyboru…-wytłumaczyłem cicho.
-Zawsze jest jakaś opcja…-powiedziała łapiąc mnie za rękę. Odwróciłem się w jej stronę. Spojrzałem w jej zielone oczy. I zrobiłem coś, czego (być może) już nigdy nie będę mógł  zrobić. Przyciągnąłem do siebie Gwiazdkę i namiętnie ją pocałowałem. Nie widziałem jej reakcji, miałem zamknięte oczy. Podejrzewam, że otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia… Jak zresztą wszyscy pozostali… W końcu, oderwałem się od jej ust. Nie puściłem jej, ale nadal trzymałem w objęciach.
-Do zobaczenia później-szepnąłem tak, żeby tylko ona usłyszała. Puściłem ją i poszedłem w stronę Slade’a. Mamut zszedł na dół i brutalnie upuścił Kirę na ziemię. Podbiegłem i uklęknąłem przy niej. Usiadła powoli.
-Nic ci nie jest?-spytałem troskliwie.
-Nie…-odpowiedziała i spuściła wzrok.
-Możecie już iść, Tytani–powiedział Slade. Tamci popatrzyli na mnie i odeszli. Patrzyłem za nimi przez chwilę. Westchnąłem i wstałem. Kira trzymała mnie za rękę.
-Boję się…-szepnęła niedosłyszalnie.
Ja też-powiedziałem w myślach.
Szliśmy za Sladem do jakiejś limuzyny. Wsiedliśmy do niej i usadowiliśmy się z tyłu. Przed nami usiadł Slade, a Mamut wrócił do wieży H.I.V.E. FIVE. Jechaliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie chciało się odezwać. W końcu dojechaliśmy do lasu. Jechaliśmy parę godzin, aż limuzyna zatrzymała się przed jakąś górą. Nadal nic nie mówiłem. Nagle „ściana” tej góry przesunęła się ukazując grotę. Wjechaliśmy do niej, a wejście groty zamknęło się za nami. Zatrzymaliśmy się na środku groty. Wysiedliśmy, a naszym oczom ukazała się armia robo-ninja. Nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi.
-Chodźcie. Pokażę wam pokoje-powiedział.
-Ja chcę z Dickiem-powiedziała Kira. Mocniej ścisnęła moją rękę i przysunęła się bliżej. Spojrzałem na nią z uśmiechem.
-Niestety tak nie będzie-powiedział i kazał nam za sobą iść. Kira spuściła wzrok, ale ruszyła za mną powoli.
-Szybciej-ponaglił nas Slade. Przyśpieszyliśmy kroku. Kira musiała biec, żeby dotrzymać nam kroku. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem dalej za znienawidzonym przeze mnie Sladem. Nagle się zatrzymał.
-Tu jest pokój Kiry-powiedział i wskazał dłonią drzwi po prawej stronie. Postawiłem siostrę na podłodze. Nagle zdałem sobie sprawę, że wszystkie nasze rzeczy zostały w wieży Tytanów. Już chciałem o nie spytać, gdy Slade mnie uprzedził:
-Wasze rzeczy są w waszych pokojach-powiedział i ruszył dalej.
-Dobranoc-powiedziała Kira.
-Dobranoc-odpowiedziałem i dalej szedłem za Sladem. Zatrzymał się na innym korytarzu.
-A tu jest twój-powiedział i odszedł. Patrzyłem za nim chwilę. Westchnąłem, po czym wszedłem do swojego pokoju. Był nawet ładny i gdyby nie okoliczności, zachwyciłbym się. Miał ciemnozielone ściany, w kącie stała gitara, na biurku leżał mój laptop i zeszyty do nut, a na półkach były moje książki i albumy. Mój wróg wie o mnie wszystko. Ja o nim nic.
Rzuciłem się na łóżko. Marzyłem o tym, żeby zakończyć ten podły dzień, ale nie. Zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
-Halo?-spytałem.
-Dick, masz ten tekst?-spytała Cathleen.
-Mam, ale nie ma mnie obecnie w domu-powiedziałem przekręcając się na plecy.
-To prześlij mi mailem-powiedziała i rozłączyła się. Odłożyłem telefon na półkę. Wstałem i przebrałem się w piżamę. Położyłem się z powrotem do łóżka. Chwilę później zasnąłem.

Teen Titans cz 13

Gdy Tytani Nie Śpią…

Wróciliśmy do wieży jako pierwsi. Wszyscy bawili się jeszcze w Wesołym Miasteczku. Przebrałem się i poszedłem do pokoju Gwiazdki.
-Podobało ci się?-spytałem.
-Bardzo-odpowiedziała z szerokim uśmiechem, jednak zaraz posmutniała.
-Gwiazdko, co się stało?-spytałem zmartwiony.
-Chciałabym, chociaż raz, spojrzeć ci prosto w oczy-poprosiła.
-Nie teraz-powiedziałem tajemniczo.
Spojrzałem w jej zielone oczy.
-Robin…-szepnęła.
-Dick-poprawiłem ją szeptem i zbliżyłem się do niej na odległość kilku centymetrów.
Gwiazdka zbliżyła się jeszcze bardziej. Zatraciłem się w jej oczach tak, że nawet nie zauważyłem, że dystans między nami zmniejszył się o kolejne milimetry. To ten moment. Tym razem nie przerwie nam durny krzyk Bestii. Zbliżaliśmy się do siebie, ale nagle się odsunąłem i odwróciłem do Gwiazdki plecami.
-Dick…-zaczęła.
-Do tego nie powinno w ogóle dojść. Przepraszam-powiedziałem chłodno, ściszając głos.
-Do zobaczenia później-powiedziałem i wyszedłem. Zostawiłem oniemiałą Gwiazdkę samą w pokoju. Poszedłem do kuchni i wziąłem jabłko z lodówki. Wieża nadal była pusta. Sprawdziłem, która godzina. Dochodzi północ. Powinni już dawno wrócić…
Przeszedłem się po  całej wieży.
Ani żywego ducha
Sprawdziłem, czy przypadkiem nie zadzwonił alarm.
Nic.
Wzruszyłem ramionami. Sprawdzę, ich lokalizację za pomocą komunikatorów. Podszedłem do komputera i sprawdziłem, gdzie są. Wszyscy są w Wesołym Miasteczku. Batgirl wróciła do domu. Ale gdzie Kira? Jej nadajnika w ogóle nie namierzyłem. Zacząłem się martwić. Przebrałem się w strój Robina i zmierzałem w kierunku schodów z zamiarem przeszukania miasta w celu odnalezienia Kiry, gdy zawył alarm. Szybko pobiegłem do pokoju wspólnego. Co tym razem? Spojrzałem na ekran i zamarłem.

wtorek, 12 czerwca 2012

Teen Titans cz 12

 Wesołe Miasteczko

W
róciłem do wieży. Przebrałem się i spojrzałem na zegarek. Piąta piętnaście. Za dwie godziny przyjdzie Raven, po niej Gwiazdka, Cyborg, a na końcu zaspany Bestia. Poszedłem do pokoju i wziąłem pierwszą lepszą książkę. Wróciłem do swojego pokoju, bo w moim spała Kira, a ja nie chciałem jej budzić o tej porze. Zacząłem czytać.

Na wąskiej, skąpanej w blasku księżyca drodze pojawili się znikąd dwaj mężczyźni.

Co ja właściwie wziąłem? Harry Potter i Insygnia Śmierci. Hmm Lepsze coś niż nic Czytam dalej.

Przez chwilę stali nieruchomo, celując w siebie różdżkami, a potem, kiedy się rozpoznali, pochowali różdżki pod peleryny i żwawym krokiem ruszyli w jednym kierunku.
-Dobre wieści?-zapytał wyższy z nich.
-Trudno o…

-Już nie śpisz?-spytała Raven.
Która godzina? Wpół do szóstej.
-Ty też jesteś wcześniej, niż zwykle-zauważyłem.
-Nie mogłam spać-wytłumaczyła się.-A ty?-spytała wstawiając wodę na swoją zieloną herbatę.
-Przed chwilą wróciłem z-zacząłem.
-Aha-przerwała mi. Zalała herbatę, a po pokoju zaczął rozchodzić się zapach ziółek. Przyłożyła kubek do ust.
-Widziałem Zgniłka-powiedziałem, na co Raven się zakrztusiła.
-Co?! Dlaczego nas nie wezwałeś?!-krzyknęła.
-Bo mnie Takashi zgłosił, żebym się z nim ścigał. Poza tym, nie wziąłem komunikatora-wytłumaczyłem się.
-I ty jesteś liderem?-spytała ironicznie.
-Wy mnie wybraliście-powiedziałem i wyszedłem zabierając książkę. Poszedłem do pokoju, gdzie zobaczyłem Kirę ścielącą łóżko.
-Mogłem to zrobić-powiedziałem i odłożyłem książkę na półkę.
-Gdzie byłeś?-spytała i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami.
-Przejechałem się-odpowiedziałem.-A ty dlaczego nie leżysz, skoro jesteś chora?-spytałem podchodząc do niej.
-Już dobrze się czuję-odpowiedziała.
-Słyszałaś, jak rozmawialiśmy o Wesołym Miasteczku?-spytałem uśmiechając się.
-Też-odwzajemniła uśmiech.
-Możemy pójść, ale najpierw weźmiesz lekarstwa-powiedziałem.-Zaraz ci przyniosę-powiedziałem i poszedłem do skrzydła szpitalnego, gdzie były wszystkie  lekarstwa i wziąłem Aspirynę i Witaminę C. Poszedłem do kuchni, gdzie byli już wszyscy oprócz Bestii. Nalałem wody do szklanki i zaniosłem Kirze.
-Połknij, to może pójdziemy-powiedziałem podając jej szklankę z wodą i dwie tabletki. Kira wzięła tabletki i popiła wodą.
-A teraz pójdziemy?-spytała oddając szklankę.
-Spytajmy reszty, czy zechcą-powiedziałem.
-To chodź-powiedziała ciągnąc mnie za rękę. Poszedłem za nią do pokoju wspólnego, do którego zdążył już wejść Bestia. Jadł swoje tofu-gofry.
-Dzień Dobry-przywitała się grzecznie Kira.
-Cześć, mała. Lepiej się już czujesz?-spytała Batgirl podchodząc do niej. Kira energicznie pokiwała głową.
-Możemy iść do Wesołego Miasteczka?-spytała.-Proszę-przedłużyła samogłoski.
-Co wy na to?-spytałem.
-Nareszcie!-ucieszył się Bestia.
-Ja chętnie-powiedziała Gwiazdka.
-Ja również-zgodziła się Batgirl.
-Możemy iść-powiedział Cyborg. Raven kiwnęła głową.
-No to, za dziesięć minut spotykamy  się na dole-oznajmiłem, a wszyscy, poza Raven, wybiegli do swoich pokoi się przyszykować. Wziąłem Kirę za rękę i również poszliśmy w stronę mojego pokoju (Kira dalej boi się Sladea). Kira zostawiła swojego króliczka i wyszła. Czekała za drzwiami. Założyłem granatowe jeansy, zieloną bluzkę, brązową kurtkę i oczywiście czarne okulary. Wziąłem portfel i kluczyki i wyszedłem do Kiry.
-Idziemy?-spytałem.
-Tak.-Dziewczynka pokiwała głową.
-Posłuchaj, zrobiłabyś coś dla mnie?-spytałem poważnie.
-Co takiego?-spytała zamiast odpowiedzieć.
-Bo ja obiecałem Gwiazdce, że to z nią spędzę czas w Wesołym Miasteczku i chciałbym cię spytać, czy nie bawiłabyś się tam z Susan-powiedziałem.
-Dobrze-zgodziła się.
-No to chodźmy-powiedziałem. Szliśmy korytarzem w stronę schodów, gdy zobaczyliśmy Susan.
-Susan, czy mogłabyś przypilnować Kiry w Wesołym Miasteczku?-spytałem.
-Jasne-odpowiedziała. Kira złapała ją za rękę i zeszliśmy na dół. Bestia miał na sobie swój normalny kostium, tak jak Raven. Gwiazdka natomiast miała na sobie czarną bluzkę i jeansową spódniczkę do połowy ud. Włosy związała w wysoką kitkę. Gdybym teraz spotkał ją na mieście, nigdy nie pomyślałbym, że jest Tamaranką. Wyglądała jak normalna dziewczyna.
-Robin? Idziemy?-spytał Bestia.
-Co? A tak… Jasne. Pójdę po motor-odpowiedziałem i udałem się w stronę garażu. W połowie drogi dogoniła mnie Gwiazdka.
-Mogę jechać z tobą?-spytała
-Możesz-odpowiedziałem.
Weszliśmy do garażu, razem z Cyborgiem, który poszedł po T-car. Wsiadłem na motor i podałem Gwiazdce kask., po czym założyłem swój. Gwiazdka usiadła za mną, a ja odpaliłem motor. Wyjechałem z garażu i pojechałem w stronę Wesołego Miasteczka. Gwiazdka cały czas mocno się mnie trzymała. Zaparkowałem przy paru innych motorach. Rozpoznałem motor Takashiego i Matta.
-Teraz jestem Dickiem-szepnąłem Gwiazdce na ucho.-To gdzie chciałabyś iść?-spytałem głośniej.
-Może A gdzie będzie najfajniej?-spytała.
-Możemy iść na kolejkę górską- zaproponowałem.
-Chętnie-zgodziła się.
Ruszyliśmy do jednej z tych dłuższych kolejek. Czekaliśmy parę (naście) minut (godzin) [całą wieczność!]. Gdy przyszła nasza kolej, wsiedliśmy w środkowym rzędzie. Kolejka ruszyła. Powoli pięła się w górę.
-Spisałaś testament?-spytałem z uśmiechem.
-Nie-odpowiedziała Gwiazdka z przestraszoną miną. Krzyczała chyba najgłośniej podczas zjeżdżania. Kolejka wjeżdżała w górę i zjeżdżała w dół, skręcała w lewo i w prawo, a Gwiazdka krzyczała z ogromnym uśmiechem. Gdy kolejka się zatrzymała i wysiedliśmy, poszliśmy razem na lody. Gwiazdka wzięła pistacjowe, a ja czekoladowe. Jedząc lody chodziliśmy po Wesołym Miasteczku. Nagle się zatrzymałem. W naszą stronę zmierzał Takashi i jego „orszak”.
-Patrzcie, Grayson i jego nowa lalunia-powiedział, na co wszyscy się zaśmiali.
-O co mu chodzi?-spytała mnie cicho Gwiazdka.
-Uważa cię za moją dziewczynę-odpowiedziałem równie cicho.
-Co jest Grayson? Boisz się odezwać przy dziewczynie-zażartował Takashi. Nagle zobaczyłem za nim Kirę i Susan. Kira wyrwała się i zaczęła biec w moją stronę.
-Dick, Dick, Dick!-zawołała, gdy była już blisko.-A wiesz, że Susan zabrała mnie do domu strachu, gdzie były duchy i wampiry, i wilkołaki, i wiedźmy, i nietoperze, i… i… i…-zachwycała się Kira.
-Było strasznie?-dokończyłem za nią. Pokiwała energicznie głową.
-A gdzie ty byłeś?-spytała z ciekawością.
-Na kolejce górskiej- odpowiedziałem.
-Grayson, już wpadłeś?-spytał z udawanym zdziwieniem Takashi.
-To moja siostra, bałwanie!-odpowiedziałem mu.
-Udowodnij-powiedział.
-Jak, jeśli nasi rodzice nie żyją?-spytałem cicho z ironią.
Kira posmutniała.
-Dobra, pogadamy na torze… Jeśli odważysz się zjawić-zaśmiał się Takashi.
Ledwo powstrzymywałem się przed rzuceniem na niego. Japończyk patrzył na mnie ze strachem, ale zaraz potem przybrał kpiący wyraz. Odszedł razem ze swoją „świtą”. Nie czekając długo zrobiliśmy to samo. Byłem tak wkurzony, że zabiłbym pierwszą osobę, która dałaby mi ku temu powód. Po chwili, gdy doszliśmy do karuzeli, Susan poszła na nią razem z Kirą, a ja i Gwiazdka poszliśmy w stronę mojego motoru.
-Wracamy?-spytałem.
-Tak-odpowiedziała Gwiazdka. Była jakaś przygaszona.

sobota, 9 czerwca 2012

Teen Titans cz 11

I znowu o czymś zapomniałam. Wstawię teraz, bo znowu zapomnę
Ma się farby XD
A teraz notka
___________________________________________________________

 Wyścig Ze Zgniłkiem

W
 pokoju zastałem tam śpiącą Kirę rozłożoną na całym łóżku. Uśmiechnąłem się, przebrałem i wyszedłem. Skierowałem swe kroki w stronę garażu. Wsiadłem na swój motor i pojechałem na tor. Dojechałem tam bez przeszkód. Na torze czekał na mnie Takashi.
-Heja, Dick. Dawno cię nie było-przywitał się Matt.
-Cześć. Wyjechałem do Eee Nowego Yorku-skłamałem.
-Wow! Szacun-zachwycił się kumpel.
-Hej! Grayson! Nie było cię, bo tchórzyłeś!-nabijał się Takashi.
-Nawet jeśli, to na pewno nie ciebie-zgasiłem go.
Oglądałem, jak początkujący przegrywają z profesjonalistami. Nagle usłyszeliśmy ryk silnika. Chwilę później zobaczyliśmy nadjeżdżający motor. Już raz go widziałem. Kierowcą jest Johnny Zgniłek. Podjechał, zrobił ze trzy kółka i się zatrzymał.
-Siema, ofermy-przywitał nas ciepło.
-Czego tu szukasz?-spytałem.
-Wyzwania. Kogoś, kto mógłby się ze mną równać-odpowiedział.
-Możemy się z tobą ścigać, pod warunkiem, że nigdy więcej się tu nie pojawisz-postawił warunek Takashi. Więc będę musiał wytrzymać na jednym torze ze Zgniłkiem.
-Zgoda. Kto się ze mną zmierzy?-spytał wodząc po wszystkim wzrokiem.
-Dick Grayson-powiedział Takashi. Jeśli myśli, że nie podołam, to
-Zgoda-powiedziałem i wsiałem na motor. Ustawiliśmy się na linii startu.
-Pięć!
-Cztery!
-Trzy!
-Dwa!
-Jeden!
-START!!!
Wystartowaliśmy. Od razu wyprzedziłem Zgniłka. Zostawiłem go daleko w tyle i ukończyłem trzecie okrążenie w tym samym czasie, gdy on kończył drugie. Spokojnie przekroczyłem linię mety.
-Jak to możliwe, że ze mną wygrałeś?!-krzyknął wściekły, gdy wreszcie dojechał.
-Zwyczajnie. Mistrza nie pokonasz-powiedziałem uśmiechając się półgębkiem.
-Żądam rewanżu!-krzyknął podchodząc do mnie. Spojrzałem na zegarek.
-Co jest, Grayson? Śpieszysz się na naukę jazdy?-nabijał się Takashi.
-Żeby jeździć lepiej od ciebie? Nie muszę-zgasiłem go.
Była za pięć trzecia.
-Nie zdążę-powiedziałem do siebie.-Następnym razem Zaraz Ty przecież nie masz już wstępu na tor!-zaśmiałem się.-Na razie-powiedziałem do kumpli.