Dzień Pierwszy
Następnego dnia obudził mnie budzik. Wyłączyłem go, ale nie wstawałem. Myślałem, że to, co się wczoraj wydarzyło, to tylko zły sen. Że Slade nie porwał Kiry, że nie przyłączyłem się do niego,… że nie pocałowałem Gwiazdki… Poczułem gulę w gardle, gdy o tym pomyślałem.
Otworzyłem oczy. To jednak nie był sen. Wiedziałem, że to, co uważałem za sen, było prawdziwe, jednak miałem nikłą nadzieję... Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
-Za pół godziny śniadanie-usłyszałem głos Slade’a. Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem w stronę szafy. Wziąłem normalne ubranie i ruszyłem w kierunku łazienki. Wykonałem wszystkie poranne czynności i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w kierunku pokoju Kiry. Zapukałem i uchyliłem drzwi. Kira siedziała na swoim łóżku i machała nogami. Wszedłem i usiadłem obok.
-Nie martw się-powiedziałem.
-Nie-powiedziała stanowczo.
-Czy ty się ze mną zgrywasz?-spytałem udając powagę.
-Tak-odpowiedziała tym samym tonem, co wcześniej.
-To jest przecież niedopuszczalne. Będę musiał cię ukarać-powiedziałem i zacząłem ją łaskotać. Kira śmiała się i przycisnęła ręce do boków. Śmialiśmy się oboje. Po chwili przestałem ją łaskotać. Śmialiśmy się jeszcze chwilę, a po kolejnej chwili, uspokoiliśmy się. Uśmiechy jednak nadal były na naszych twarzach.
-Wiesz, gdzie tu jest jadalnia, czy coś?-spytałem, bo nie znałem rozkładu pomieszczeń, a Kira mieszkała tu jakiś czas…
-Yhm-kiwnęła głową.
-Więc prowadź-powiedziałem i wstałem. Szliśmy przez kilka korytarzy. Po kilku minutach dotarliśmy do jadalni. Na środku był długi stół zastawiony różnymi potrawami śniadaniowymi. Na ścianach wisiało wiele obrazów. Po obu stronach pokoju były wielkie, czerwone kolumny. Ściany były ciemnoszare. Meble były drewniane, rzeźbione. Musiał na nie wiele wydać… O ile je kupił…
-Jecie?-spytał z końca stołu. Podeszliśmy do stołu i zajęliśmy miejsca po jego lewej stronie. Pomogłem usiąść Kirze, a sam usiadłem obok. Nałożyłem sobie kilka parówek. Chociaż… Może nie powinienem ich jeść, bo jeśli mi tam czegoś dosypał… Wygnałem tę myśl. Teraz nie jesteśmy wrogami, tylko wspólnikami. Chociaż nadal go nie lubię. Zjadałem właśnie drugą parówkę, kiedy Slade się odezwał:
-Będziesz chodził do Akademii HIVE-powiedział. Zakrztusiłem się herbatą. Chwilę pokaszlałem, aż zdołałem cokolwiek powiedzieć.
-Co?!-krzyknąłem cały czerwony (dusiłem się przed chwilą!).
-To, co słyszałeś-odpowiedział spokojnie.
-Ja tam nie mogę chodzić!-powiedziałem.
-Możesz-odpowiedział tym samym spokojnym tonem.
-Przecież oni mnie tam nienawidzą! Większość z nich zlałem, a niektórych zamknąłem!-krzyknąłem podrywając się z krzesła.
-Pamiętaj, że jesteś mi posłuszny-powiedział i spojrzał na mnie. Usiadłem i dźgnąłem parówkę. Odsunąłem od siebie talerz.
-Straciłem apetyt-burknąłem. Zacząłem się bujać na krześle.
-Jutro pierwszy dzień w Akademii. Przygotuj się-polecił Slade.
Nagle zadzwonił mój telefon.
-Zero kontaktów z Tytanami-rozkazał Slade.
-Tyle, że oni nie znają numeru-burknąłem i odebrałem.
-Dlaczego mi go jeszcze nie przesłałeś?!-spytała Cathleen.
-A może by tak „cześć, Dick”-zaproponowałem.
-Cześć, Dick. To, dlaczego mi go jeszcze nie przesłałeś?!-spytała.
-Wczoraj po dwunastej, marzyłem tylko o tym, żeby zasnąć, a nie żeby przepisywać-powiedziałem.
-Dobra, dobra. Nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie-zażartowała.
-Odpowiedziałbym ci, ale siostra przy mnie siedzi-powiedziałem, na co Cathleen się zaśmiała.
-Dasz radę na dziś wieczór?-spytała.
-Może… Spróbuję-zapewniłem ją.-Na razie-pożegnałem się.
-Na razie-odpowiedziała Cathleen. Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
-Mogę już iść?-spytałem Slade’a.
-Możesz, ale staw się w sali treningowej za godzinę-powiedział.
-A gdzie to jest? Bo jeszcze mnie nie oprowadziłeś-wytknąłem mu.
-Jeden z robotów po ciebie przyjdzie. Na razie masz czas wolny- powiedział.
Wstałem, a Kira zaraz za mną.
-Pociekaj-powiedziała podbiegając.
Uśmiechnąłem się do niej. Wyszliśmy razem z sali.
-Dick, ale ty naś śtąd ziabiezieś?-spytała ciągnąc mnie za rękaw. Zatrzymałem się i westchnąłem. Kucnąłem i zdjąłem okulary. Spojrzałem w jej smutne, błękitne oczy.
-Nie wiem-odpowiedziałem szczerze.
-Ale Dick… Ty musiś…-powiedziała cicho.
-Zrobię wszystko, co będę mógł… Ale teraz nic nie mogę…-odpowiedziałem. Po policzku Kiry spłynęła łza. Wytarłem ją i uniosłem jej podbródek.
-Nie płacz. Będzie dobrze, zobaczysz-pocieszyłem ją. Kira rzuciła mi się na szyję i wybuchła płaczem. Wypłakiwała mi się w ramię. Pogłaskałem ją po głowie i czekałem.
-Cii… Nie płacz…-szeptałem.
Kira powoli przestawała płakać. Odsunęła się ode mnie i łkała.
-Już nie płaczesz?-spytałem patrząc jej w oczy.
Pokiwała głową.
-Więc chodźmy-powiedziałem. Wstałem i założyłem okulary, po czym złapałem Kirę za rękę. Poszliśmy do jej pokoju. Usiadłem na jej łóżku, a ona usiadła obok. Była jakaś przygaszona. Przytuliłem ją ramieniem, a oparła się o mnie.
-Nić nie da sie źjobić?-stwierdziła bardziej niż spytała.
-Może się da… Ale musiałbym spotkać się z Raven… A nie mogę kontaktować się z Tytanami…-spuściłem wzrok.
-A nie mozieś tego źjobić po kjyjomu?-spytała z odrobiną nadziei.
-Ona musi się ze mną najpierw porozumieć-szepnąłem.-Idę się przygotować na trening-powiedziałem wstając.-Przyjdę później-obiecałem i wyszedłem zostawiając Kirę samą w pokoju. Żal mi jej. Teraz nikt się z nią nie pobawi. W wieży Tytanów mogłem liczyć na Bestię, Cyborga, Gwiazdkę… czasem Raven… Przywiązali się do Kiry… Przez te parę dni… Naprawdę się zżyli… Ja z nimi, przez te parę miesięcy, też… Zwłaszcza z Gwiazdką... Co mi strzeliło do głowy, żeby ją całować?! Przecież teraz, jeśli będziemy musieli walczyć… Częściej, jeżeli… Slade... nawet w myślach trudno uniknąć nienawiści do tego człowieka… Częściej, jeżeli on każe mi się przyłączyć do H.I.V.E. FIVE… Nie… On będzie chciał mieć mnie przy sobie… Z jakiegoś powodu… jestem mu potrzebny… Pochłonięty myślami, nawet nie zauważyłem. Że doszedłem do swojego pokoju. Przebrałem się w strój do ćwiczeń i spojrzałem na zegarek. Zostało mi pół godziny. Usiadłem na łóżku i założyłem słuchawki. Zamknąłem oczy. Oparłem się o ścianę, która służyła za zagłówek i zamknąłem się w swoim świecie. Słuchałem właśnie mojej ulubionej piosenki [MOJEJ ulubionej piosenki, czyli Linkin Park „Numb”-dop. autorki], gdy „posłaniec” zapukał do moich drzwi. Zdjąłem słuchawki i zwlokłem się z łóżka. Wyszedłem na korytarz i poszedłem za nim do sali treningowej.
Po godzinie rozgrzewki ze Sladem byłem bardziej zmęczony niż po całym treningu z Batmanem.
-Robinie-zwrócił się do mnie. Jęknąłem. Miałem już dość całego tego jego treningu. Proszę, zabij mnie, ale nie karz dłużej trenować ze sobą! Albo nie, zaraz sam padnę z wycieńczenia! Niechętnie wstałem i leniwie do niego podszedłem.
-Koniec na dzisiaj-oznajmił.-Obiad o czternastej, kolacja o dziewiętnastej. Masz wtedy wolne i możesz robić, co tylko chcesz, oprócz spotykania lub komunikowania się z Tytanami-powiedział i sobie poszedł.
Poszedłem do swojego pokoju, przebrałem się i wyjąłem komórkę. Mam zakaz komunikowania się z Tytanami, a Susan nie jest Tytanką. Wybrałem numer i czekałem, aż odbierze. Jeden, dwa, pięć sygnałów… W końcu odebrała.
-Halo?-odezwała się.
-Cześć-przywitałem się.
-Dick?! Dlaczego do mnie dzwonisz, przecież teraz jesteśmy wrogami?!-krzyknęła zdziwiona.
-Po pierwsze: nie zmieniłbym strony, gdybym nie miał powodu. Po drugie: nie jesteś Tytanką, więc mogę się z tobą kontaktować. Po trzecie: musisz mi pomóc… wrócić-powiedziałem.
-Jak?-spytała poważnie.
-Skontaktuj się z Raven i powiedz jej, że chcę porozmawiać. Ona zrozumie-powiedziałem.
-Dobra. Do usłyszenia-powiedziała i rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Odłożyłem telefon, wziąłem kluczyki i tekst, o który Cathleen ubiega się od tygodnia i poszedłem do garażu-jedynego pomieszczenia, którego dokładne położenie znałem. Wsiadłem na motor i odpaliłem go. Już miałem ruszać, gdy Slade ustał mi na drodze.
-Gdzie jedziesz?-spytał.
-Do Cathleen… Chyba, że są gdzieś indziej-odpowiedziałem szczerze.
-Pamiętaj, że nie możesz spotykać się z Tytanami-przypomniał.
-Tak, wiem, pamiętam. Mogę już jechać?-spytałem znudzonym głosem. Slade odsunął się tak, żebym go „niechcący” nie przejechał, a ja ruszyłem najszybciej, jak mogłem. Po dziesięciu minutach byłem pod domem Cathleen. Wziąłem teksty i ruszyłem w stronę drzwi do garażu, gdzie zapewne byli już wszyscy członkowie kapeli.
-No, gdzieś ty był?! Wszyscy na ciebie czekamy!-zawołała Cathleen na „dzień dobry”.
-Ciebie też miło widzieć-odpowiedziałem. Dziewczynie opadły ręce.
-Masz chociaż te teksty?-spytała.
-Mam… ale nie mam melodii-odpowiedziałem.
-Od tego masz nas-odpowiedziała.-Pokaż-powiedziała wyciągając rękę po zamazaną do granic możliwości kartkę.
-Połapiesz się w tym?-spytałem.
-Taa…-odpowiedziała skupiona na tekście piosenki.-Niezłe-powiedziała po chwili z uznaniem.
-Pokaż-poprosiła Mia.
-Daj i mi-powiedział Tonny.
-Czyli mamy tekst, trzeba ułożyć melodię-powiedziała Cathleen.
-Ma ktoś jakąś melodię w zanadrzu? Dick?-spojrzała na mnie Mia.
-Czemu ja?! Wymyśliłem tekst, więc wy główcie się nad melodią-powiedziałem tonem obrażonego dziecka.
-Dobra… To może… Eee…-zaczęła znowu Mia.
-Może ty coś wymyślisz?-zaproponowałem
-Ale… Dobra, mam pomysł-przyznała sięgając po torbę. Wyjęła z niej dość gruby zeszyt i otworzyła na ostatniej zapisanej stronie. Pokazała mi. Popatrzyłem na nuty.
-Zagrałabyś to?-spytałem. Mia pokiwała głową i podeszła do keyboard’a i zagrała napisaną przez siebie melodię.
-Kiepska-skomentowała, kiedy skończyła.
-Sam keyboard, tak… Ale jeśliby dodać do tego inne instrumenty…-zastanowiłem się i sięgnąłem po gitarę. Stanąłem za Mią i pobrzdąkałem melodię. Po chwili jako-tako ją umiałem.
-Zagraj-poleciłem. Wykonała polecenie. Po paru taktach dołączyłem swój instrument. Dochodziliśmy do połowy i zaczęło nam wychodzić. Przestaliśmy i spojrzeliśmy na resztę zespołu.
-Nieźle wam to wyszło-przyznał Tonny.
-Spróbujmy we czwórkę-zaproponowała Cathleen i sięgnęła po swój bas.
-Ok-zgodził się Tonny i zasiadł za perkusją, jak jakiś arystokrata do obiadu. Mia zaczęła grać, następnie ja i Cathleen. Po chwili dołączył Tonny. Wyszło nam genialnie, ale pozostała jedna kwestia:
-Kto śpiewa?-spytałem.
-Ja nie-odpowiedziała Mia.
-Ja też, nie-przyłączyła się Cathleen. Spojrzałem na Tonny’iego.
-Gram na bębnach-powiedział podnosząc pałeczki.
-Przydałby się ktoś nowy, na kogo zrzucilibyśmy to brzemię-pomyślała Cathleen.
-Ale, gdzie my teraz znajdziemy wokalistę szukającego zespołu i nie oczekującego zapłaty?-spytałem ironicznie.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Co?-spytałem zdezorientowany.
-Ty wymyśliłeś tekst, więc…-zaczęła Mia.
-Więc więcej nic nie napiszę-powiedziałem tonem dziecka, któremu rodzice nie chcieli kupić nowej zabawki.
-Oj, no weź przestań-poprosiła Mia.
-Nie wezmę i nie przestanę!-zaprotestowałem.
-Cykasz się?-zaczęła Cathleen. Jeśli myśli, że się na to nabiorę, to ma rację.
-Nie cykam-odpowiedziałem.
-Więc zaśpiewaj-powiedziała i podsunęła mi tekst pod nos. Wziąłem (wyrwałem) od niej tekst.
-Naprawdę przydałby się ktoś nowy-burknąłem z niezadowoleniem i ku swojemu nieszczęściu zacząłem cholernie dobrze śpiewać. Co gorsza, melodia, którą zaśpiewałem idealnie pasowała do melodii napisanej przez Mię. Najgorsze było jednak to, że im się to podobało…
-Miejsce wokalisty mamy już chyba zaklepane-powiedziała Mia szturchając mnie w ramię.
-Ale ja nie będę wszystkich piosenek śpiewał-zaprotestowałem.-Naprawdę przydałby się ktoś nowy…-dodałem ciszej.
-Moglibyśmy przeprowadzić przesłuchanie-zaproponowała Cathleen.
-Przygotuję ulotki-powiedziała Mia.
-Ale pozostaje kwestia miejsca. Twoi rodzice nie chcieliby chyba fałszujących nastolatków w swoim domu. Już my im wystarczamy-pomyślałem na głos.
-Może pobliski klub… Wenus i Mars… Właściciel jest znajomym mojej mamy i może uda mi się go przekonać-zaproponował Tonny.
-Dobra. To przećwiczmy tę piosenkę z wokalem Dicka i na dzisiaj kończymy-zakomunikowała Mia. Fuknąłem z niezadowoleniem, ale wykonałem polecenie. Jak na pierwszy raz, piosenka wyszła całkiem dobrze. Zdarzało się, że któreś z nas coś pomyliło (ja najwięcej K), ale poza tym… Gdy zaczęło nam jako-tako wychodzić, skończyliśmy „próbę”.
-Poćwiczymy to jeszcze jutro-oznajmiła Cathleen-„szef” zespołu.
-Dobra-powiedziałem.-Na razie-pożegnałem się i wyszedłem. Wsiadałem na motor, gdy podeszła do mnie Mia.
-Hej, Dick…-zaczęła.
-Już się dziś witaliśmy-odpowiedziałem zrezygnowanym tonem.
-Wiem… Ja… chciałam cię zapytać… Eee…-jąkała się czerwona.
-O co?-zachęciłem ją.
-Czy… Eee… Czy nie poszedłbyś ze mną w piątek do kina?-wydukała czerwieniąc się.
-Ale to nie będzie randka?-spytałem dla pewności.
-Co? Nie… Nie… Skądże… Eee… Jako przyjaciele…-powiedziała.
„Przyjaciele”… Tak mówiła Gwiazdka…
-Nie mam czasu-powiedziałem chłodno i założyłem kask.
-A… Jak będziesz miał czas?-spytała czerwieniąc się bardziej.
-Nie sądzę-odpowiedziałem i odpaliłem silnik.-Na razie-krzyknąłem i odjechałem. Dojechałem do mojego nowego domu i poszedłem w stronę swojego pokoju. Drogę zastąpił mi Slade.
-Gdzie byłeś?-spytał
-Byłem po towar-odpowiedziałem poważnie.
-Pytam, gdzie byłeś naprawdę?-spytał znowu.
-W burdelu-odpowiedziałem mu tonem „zostaw mnie w spokoju”
-Ujmę to tak, albo mi powiesz, albo nigdzie nie wychodzisz-powiedział. Przewróciłem oczami, ale odpowiedziałem mu:
-Byłem u Cathleen. Mówiłem ci zanim pojechałem-odpowiedziałem i próbowałem go wyminąć.
-Wiesz, że sprawdzę, więc nie kłam-powiedział zastawiając mi drogę.
-Mam świadków-odpowiedziałem. Miałem już dość tego całego przesłuchania. Wszedłem do swojego pokoju i zatrzasnąłem Slade’owi drzwi przed nosem. Podparłem klamkę krzesłem i czekałem, aż sobie pójdzie.
-Otwórz-usłyszałem jego krzyk.
Włączyłem muzykę i podgłosiłem na maxa.
-Co?! Nie słyszę!-krzyknąłem w stronę drzwi. Chyba na za dużo sobie pozwalam. Wzruszyłem ramionami i odsunąłem krzesło od drzwi. Nasłuchiwałem i w pewnym momencie otworzyłem je. Do pokoju wpadł rozpędzony Slade, który potknął się o moją torbę. Mówiąc szczerze… Mam tu mały bajzel. Ustałem nad Sladem.
-Otworzyłem tak, jak prosiłeś-powiedziałem i bezczelnie się uśmiechnąłem.
-Nigdzie jutro nie idziesz-powiedział.
-Tylko tyle?-zdziwiłem się.
-Mam dziś dobry humor-powiedział i wyszedł.
Powiedział, że mam jutro nigdzie nie IŚĆ. O jeżdżeniu nie było mowy. Uśmiechnąłem się. Może pobyt tutaj nie będzie taki nudny. Wziąłem prysznic, przebrałem się w piżamę i położyłem się spać. Nie minęło pięć sekund, a do drzwi ktoś zapukał. Niechętnie wstałem i powlokłem się w stronę drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem w nich Kirę. Miała łzy w oczach.
-Kira, co się stało?-spytałem zmartwiony, przytulając ją. Nie odpowiedziała, tylko płakała dalej.
-Kira…-szepnąłem i pogłaskałem ją. Nadal płakała. Odsunąłem ją od siebie delikatnie i spojrzałem jej w oczy.
-Boisz się?-spytałem poważnie.
Pokiwała głową.
-Ne martw się. Nic ci się nie stanie-powiedziałem poważnie.
-Mogie śpać ź tobom?-poprosiła.
-Możesz-zgodziłem się.
Kira weszła do mojego pokoju i położyła się na łóżko. Zamknąłem drzwi i położyłem się obok.
-Doblanoć-powiedziała.
-Pchły na noc-odpowiedziałem jej.
-Kalaluchy pod poduchy-powiedziała.
-A szczypawki na zabawki-kontynuowałem tę jakże „inteligentną” wymianę zdań.
-A pajonki do śkalbonki-powiedziała. Uśmiechnąłem się.
-Poddaję się-przyznałem.-Śpij już-szepnąłem.
-Dobzie-powiedziała również szeptem. Parę minut później zasnąłem. Śniło mi się, że jestem na jakimś pustkowiu. Niedaleko usychało jakieś drzewo. Przysiadł na nim kruk… Zaraz… Kruk? Raven! Podszedłem do kruka. Wtedy odleciał. Pobiegłem za nim. Nagle zauważyłem dziewczynę w granatowym płaszczu i kapturze.
-Raven?-spytałem.
-Tak-odpowiedziała.-Chciałeś porozmawiać.
-Racja… Czy wiesz, jak sprawić, żebym nie odszedł do Slade’a?
-Może…-zastanowiła się.-Moglibyśmy cofnąć się w czasie i nie dopuścić do porwania Kiry… Ale musielibyśmy spotkać się w prawdziwym świecie, co jest raczej niemożliwe-powiedziała.
-Chyba mam pomysł… Ale nie wiem, czy się na to zgodzisz-powiedziałem po chwili zastanowienia.
-Jaki?-spytała.
-Na miarę Bestii…-powiedziałem.
-Zaryzykuję-odpowiedziała z niepewnością.
-Bo ja jestem w kapeli i… Eee… Szukamy wokalisty, wokalistki… i… Eee… Mogłabyś się zgłosić… i… Eee… Nawet nie musisz wygrać… Potem moglibyśmy… Eee… Poudawać… że… Eee…-jąkałem się czerwony.
-Że…?-zachęciła.
-Że… Eee… Jesteś moją dziewczyną… Ale to… Eee… Wymagałoby kamuflażu…-wyrzuciłem z siebie. Raven przez chwilę milczała.
-Dobra-powiedziała w końcu.-Kiedy?-spytała.
-Jak poznam ostateczny termin, to ci powiem-zapewniłem ją.
-A co z Kirą?-spytała nagle.
-W porządku…-odpowiedziałem. Nie byłem do końca pewny swojej odpowiedzi.
-Aha…-pokiwała głową.-Cyborg woła na film. Muszę iść-powiedziała.
-Też bym chciał-szepnąłem bezgłośnie, gdy Raven zniknęła. Dalej już nie pamiętam, co mi się śniło.